niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział XIV


Po śniadaniu poszłam do pokoju i ubrałam się w sukienkę, na nogi założyłam szpilki a do tego wzięłam torebkę. Chłopcy właśnie wyszli. Wrócą za półtorej godziny. Zakupy zajmą nam około piętnastu minut więc powinnam zdążyć zrobić obiad. Mam nadzieję, że w sklepie będą jakieś świeże owoce. Zeszłam na dół. Liam patrzył na mnie jakbym się z kosmosu urwała.
J: Co? Źle wyglądam? Zaraz się przebiorę.- już się odwracałam ale chłopak się ocknął.
Li: Nie! Nie, wyglądasz ślicznie.
J: Dziękuję…- powiedziałam cicho i nieśmiało.
Li: No nie wierzę!
J: Co?
Li: Ty masz dołeczki w policzkach!- chłopak praktycznie dostał napadu śmiechu.
J: Daj spokój! I odczep się od moich niedoskonałości.- zrobiłam naburmuszoną minę i wytknęłam mu język.
Li: Oj, przepraszam. Ale one są po prostu słodkie. Nadają ci takiego uroku.
J: Uważaj bo przesłodzisz.- zaśmialiśmy się.- Ciekawa jestem, co jeszcze dopiero dzisiaj we mnie dostrzeżesz.
Li: Nie mam zielonego pojęcia.- pokazał, żebym do niego podeszła. Zrobiłam o co prosił i mocno go przytuliłam. W zamian dostałam buziaka w policzek.
J: Chodź, bo nie zdążę zrobić obiadu.- pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy z domu. W sklepie zauważyłam, że LIAM JEST ubrany w takie same kolory co ja. Kiedy mu o tym powiedziałam wybuchneliśmy śmiechem. Miał kremowe spodnie i błękitną koszulę a na nogach białe vansy. Ze sklepu cały czas szliśmy pod rękę. W pewnym momencie o coś się potknęłam i wykręciłam w dziwny sposób kostkę. Lekko utykałam. Liam wepchnął mi wszystkie torby z zakupami i wziął mnie na ręce.
J: Li! Idioto! Postaw mnie! Natychmiast!- zaczęłam się śmiać krzycząc.
Li: Nie ma mowy królewno. Zayn mógł być rycerzem to ja też mogę. 
W taki oto sposób mój kochany Li mnie zgasił. Kiedy staliśmy pod domem Liam nadal nie chciał mnie postawić. Będąc w jego ramionach włożyłam kluczyk w drzwi i przekręciłam go. Zanim złapałam za klamkę chłopak wyszeptał moje imię. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
J: Co?- szepnęłam. 
Li: To chyba ostatni raz kiedy jesteś taka lekka będąc w ciąży.- próbował zachować powagę ale jego oczy śmiały się bez granic.
J: A spadaj...- odwróciłam się z obrażoną miną. Po chwili zerknęłam na niego i oboje się zaśmialiśmy. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Wchodząc Liam pocałował mnie w same usta. Ku naszemu zdziwieniu ktoś krzyknął. Obróciliśmy się zdziwieni w stronę krzyczącego. 
Lou: Jezu święty! Ludzie! Zawału bym przez was dostał!- powiedział opuszczając wałek, który trzymał w ręku.- Gdzieście byli?! Martwiłem się o was! 
Li: Louis! Spokojnie. Nic nam nie jest. 
J: Byliśmy na zakupach. Liam postaw mnie wreszcie.- powiedziałam już lekko poirytowana.
Li: Przecież miałeś być z Zaynem. 
Lou: Nie wiedziałem. Tak samo jak nie wiedziałem, że wy ze sobą, ten teges...- powiedział wykonując śmieszny ruch brwiami. Zarumieniłam się.
Li: Lou... Proszę cię...
Lou: Dobra zmienię temat. Bella dziewczyno! Jakie ty masz zjawiskowe nogi! 
J: Dzięki ale ja uważam je za całkiem normalne.- teraz już spaliłam mega buraka. 
Li: Dobra dobra.- powiedział wracając z kuchni.- Wy tu gadu gadu a obiad sam się nie ugotuje.
Zaśmialiśmy się wszyscy i poszliśmy do kuchni. Założyliśmy fartuszki i zabraliśmy się do roboty. Lou i Li obierali i myli owoce a ja rozrabiałam ciasto na naleśniki. Zaczęłam już je smażyć a chłopcy w tym czasie ubili śmietanę. Wszystko już było gotowe. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chłopaki byli cali uwaleni śmietaną więc poszłam otworzyć. W drzwiach zobaczyłam Zayna. Rzuciłam się na niego jak oszalała. 
Z: Hej królewno.- wyszeptał mi do ucha.
J: Hej rycerzu.- powiedziałam uwalniając go z uścisku. Pocałowałam go w policzek i się uśmiechnęłam. Oczywiście tak żeby nie było widać aparatu. 
H: Uuuu... Czyżby ktoś tu leciał na dwa fronty?- powiedział podstępnie Hazza.
Z:Ta królewna jest moją siostrą błaźnie...- Zayn uśmiechnął się triumfalnie i wszyscy weszli do domu.
J: Siadajcie do stołu, mamy coś dla was bo pewnie jesteście głodni.
N: No ba. To dlatego tak ładnie pachnie? Znam skądś ten zapach...
Wszyscy usiedli przy stole a ja z Liamem nałożyliśmy każdemu porcję naleśników. Największa porcja była dla Zayna.
J: To dla naszego rycerza- uśmiechnęłam się i podałam mu talerz.
H: Jak ty mieścisz tą swoją nienaganną fryzurę w hełmie co?- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem i usiedliśmy do stołu. Po obiedzie wszyscy byli zmęczeni więc rozeszliśmy się do swoich pokoi. Niall początkowo brzdąkał na gitarze ale po kilku minutach musiał usnąć bo nigdy nie grał tak krótko. W zasadzie chyba wszyscy z wyjątkiem mnie już spali. Zachciało mi się pić więc poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, wyjęłam z niej sok pomarańczowy i nalałam sobie pełną szklankę. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Zayna. Tak się przestraszyłam, że wypuściłam szklankę z napojem z ręki i cała się potłukła. Sok ochlapał spory kawałek podłogi i szafki. 
Z: Jeny... Przepraszam... Nie chciałem cię przestraszyć.- zaczęłam zbierać kawałki szkła. Zayn od razu zaczął mi pomagać.
J: Nic się nie stało. Po prostu następnym razem idź trochę głośniej.
Z: Okej. Nic ci nie jest? Nie skaleczyłaś się?
J: Nie, wszystko w porządku.- jak zwykle się pospieszyłam.- Cholera...
Z: Co się stało?
J:Zacięłam się.- Zayn właśnie wycierał podłogę. Nie było tam już żadnych szkieł. Chłopak wrzucił szmatkę do zlewu i chwycił moją dłoń. Podprowadził mnie do kranu i podłożył moją rękę pod wodę. Stanął za mną i jednym sprawnym ruchem wyjął mi kawałek szkła z ręki. 
Li: Co tu się dzieje?- spytał lekko zazdrosny.
J: Zacięłam się a Zayn mi pomógł. 
Li: To nie oznacza, że on musi się od razu do ciebie kleić.
Z: Stary, proszę cię. Przecież Bells jest twoją dziewczyną, to po pierwsze. Nigdy nie odbiłbym ci dziewczyny, choćby nie wiem jak mi się podobała, to po drugie. A po trzecie chciałem jej tylko pomóc. Rozumiesz?
Li: Okej, sorki. Przepraszam... Ja po prostu...
J: Nie musisz się tłumaczyć. Nic się nie stało.- na nogę skapnęła mi właśnie krew.- Macie jakieś plastry?- spytałam z powrotem podkładając rękę pod kran.
Z: Jasne, zaraz przyniosę. Ale wątpię żeby plaster wystarczył.- powiedział wchodząc już po schodach.
Li podszedł do mnie i mnie przytulił od tyłu. Pocałował mnie w policzek i wyszeptał "przepraszam". 
Li: Bardzo boli?
J: Nie. W zasadzie to tylko trochę szczypie.
Z: Zaraz poszczypie mocniej.- powiedział wchodząc do kuchni z apteczką w ręku. Położył ją na blacie i wyjął wszystko co było potrzebne. Obaj opatrzyli mi rankę i skończyło się na tym, że miałam zabandażowaną dłoń. Powiedziałam, że jestem zmęczona i poszłam na górę do pokoju.

--------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział :) Piszcie co sądzicie :)

3 komentarze:

  1. Haha Lou z wałkiem rozwalił system ;D teraz ten obraz nie będzie mi chciał wyjść z głowy xD
    Liam trochę przesadza z tą zazdrością, ale i tak go kocham ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ^^ U mnie nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czeeeeeeeesc jesli moge to chciala bym polecic ci bloga dziewczyna na prawde fajnie pisze a im wiecej bedzie czytelnikow tym wczesniej doda rozdzial wpadnij do niej moze tez ci sie spodoba tak samo jak reszcie met-mehalfway.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń